k

gry online

wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział I

Pierwszym postem będzie opowiadanie.
Jego tytułem będzie "Lorelei" tak jak tytuł wiersza, który mi się podoba.
Będzie ono opowiadało o chorej dziewczynie... sami zobaczycie :)
                                                  Rozdział I
Nie zdawałam sobie sprawy, że w jednej minucie moje życie legnie w gruzach. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety nie tej dobrej, dzięki której wszystko będzie dobrze. Biegnę w stronę parku. Słone łzy spływają mi po policzkach, jeszcze na domiar złego rozmazał mi się makijaż. Wyglądam jak wrak człowieka i właśnie tak się czuję. Usiadłam na pobliskiej ławce. Nie zaszczyciłam przechodniów spojrzeniem. Nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie.
- Przepraszam, to miejsce jest zajęte. - starałam się grzecznie powiedzieć, że chcę zostać sama.
-Hmm... z tego co widzę to raczej na nikogo nie czekasz. Gdyby tak było to byś nie płakała. -usłyszałam męski, głęboki głos.
Spojrzałam na mojego rozmówcę. Wysoki brunet, tak bynajmniej mi się wydawało. O czarnych jak noc oczach. Może w innej sytuacji bym się zachwyciła, że tak przystojny mężczyzna na mnie zwrócił uwagę. Jednak teraz miałam poważniejsze problemy na głowie.
-Może chcesz powiedzieć co leży ci na sercu? -powiedział, kiedy po dłuższej chwili nie uzyskał ode mnie odpowiedzi.
-Nie, nawet Ciebie nie znam. - rzuciłam lekko już poddenerwowana.
-Wiesz, czasami lepiej zwierzyć się komuś kogo w ogóle nie znasz. - Ten jego spokojny ton zaczynał mnie uspokajać. Chłopak, którego imienia nie znam mógł mieć rację, ale jestem zbyt zamknięta w sobie. Nie umiem się przed nikim otworzyć.
-Miło z twojej strony, ale nie skorzystam.
Wstałam i zaczęłam się kierować w stronę domu. Całą drogę rozmyślałam, o tym co będzie dalej. Mieszkam w domku jednorodzinnym z rodzicami i młodszą siostrą. Wchodząc na ganek chciałam wyjąć z przedniej kieszeni spodni telefon. Okazało się, że go tam nie ma.
-Super, kolejny telefon, który zgubiłam. - wyszeptałam.
Włożyłam wcześniej wyjęte klucze do zamka i otworzyłam drzwi. Po domu walały się jeszcze nierozpakowane kartony. Wczoraj przeprowadziliśmy się z Los Angeles. Zostawiłam za sobą wszystko, ale niestety jest jeszcze coś. Miesiąc temu dowiedziałam się, że mam białaczkę. Leczyli mnie tutaj, bo znajduje się w tej miejscowości najlepszy szpital w kraju. Jednak dojazdy zbyt dużo czasu nam zajmowały, dlatego rodzice postanowili się tu przeprowadzić. Odbierając dzisiejsze wyniki, dowiedziałam się, że jest gorzej. Poszłam na górę do mojego pokoju. Był dosyć spory. Wiem jednak, że muszę go pomalować. Nagle z dołu usłyszałam głos mojej mamy, wołającej mnie, abym do niej zeszła.
-Hej - rzuciłam wchodząc do kuchni.
-Skarbie, jak się czujesz? - powiedziała zmartwionym głosem.
-Już lepiej. - nie chciałam jej bardziej martwić. Wystarczy, że wie o mojej chorobie.
-Cieszę się. - uśmiechnęła się pokazując szereg zębów.
-Mamo, zmęczona jestem, dlatego pójdę się położyć.
Udałam się do łazienki, tam weszłam pod prysznic. Chciało mi się dalej płakać,
ale muszę być silna...

Co o nim sądzicie?
Według mnie jest Ok...
#Yourself

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz